Rozsypałam się. Na drobne kawałki. Nie chciałam w Święta psuć atmosfery ale zaczęło się w sobotę. Najpierw ból gardła. Tak niesamowity ,że bałam się przełknąć cokolwiek płynnego ,o czymś do pogryzienia nie wspomnę. Wieczorem naszło gorąco a zarazem zimno. Starałam się nikogo nie dotykać ,coby nie zostawić pamiątki w postaci burchla po oparzeniu, a sama czułam się jak na Syberii. Zimno mi było potwornie. I może za sprawą drgawek, jakie wywołał stan syberyjski wytrząsłam sobie katar. E tam katar....katarzysko.Takiego to ze świecą szukaj. Nos jak u Rudolfa ni jak nie chciał działać,ni w tę ni w tamtę.a jak już doszło do czyszczenia wyżej wymienionego organu mojej tważy,o ludziska, takiego pocisku nie powstydziła by się najlepsza armia. I niestety to wstrętne coś trzyma mnie do dzisiaj. Może klimat mojego organizmu jest już umiarkowany,ale pociski nadal w mojej zbrojowni...:(
Cóż więcej pisać. Życzę Wam Kochani zdrowia,zdrówka,zdróweczka....:)
Cóż więcej pisać. Życzę Wam Kochani zdrowia,zdrówka,zdróweczka....:)
To ja tobie życzę zdrowia zdrówka zdróweczka i całuję mocno w zakatarzony nos.
OdpowiedzUsuńDziękować..dziękować....<3
Usuń